Lato ’93

Bywa, Moi Drodzy, że przychodzą do mnie różne wiadomości. Różne, również te listowne. Trudno podejść mi emocjonalnie do stwierdzenia co niektórych, że „stałem się kronikarzem ich przeżyć i że można czyjeś życie oddać piosenką”. Poczułem się odpowiedzialny.

Tak się chyba stało w tym przypadku. Niezmiernie poważnie podchodzę do losów rodaków za granicą, bo sam ciężko pracowałem za niejedną. List, który dostałem od Pana I. opisuje wspomnienia jego ojca a tym samym los wielu innych, którzy rozsiani po całym świecie, mieli i mają swoje Slough, swój Kreuzberg, swoje Gare du Nord. Nie ujawnię nazwisk bohaterów tego tekstu. Niech zostaną bezimienną częścią tego narodu i jego wiecznej wędrówki za szczęściem.

Lato 93

Było ciepłe lato 93’
W końcowych napisach ulotnił się film
Znajomych kolejka po dowód i paszport
I Ty we mnie wtulona też czekałaś na to

Upojna noc i krótki poranek
Obietnica że wrócę i z Tobą zostanę
Ostatnie nasze młodzieńcze spojrzenia
Ostatni pocałunek nim powiem do widzenia

A później Twój szpital, za oknem Wisła
Tak Cię urządził ojciec sadysta
Dostałem z Polski krótki telegram:
Nie mogę tak dalej. Kocham Cię. Żegnaj.

Dzień się wydłużał, wirował wszechświat
Deszczowa Anglia pierwsze dni września
Tamtych miesięcy pamiętam niewiele
Zaschnięta krew na szkle butelek

Na Charing Cross pierwsze żebranie
Nocne odsiadki zgubiona pamięć
Pewnego dnia przestałem kraść
Gdy powiedział do mnie: weź Pan się w garść

Stary był lotnikiem i nie miał rodziny
Wziął mnie do siebie, ubrał, wyżywił
Zacząłem zamiatać brudne chodniki
Szorować gary, przeglądać słowniki

W domu miał dużo dziwnych pamiątek
Jakieś medale, szable i portret
Raz tylko w roku popijał w święta
Miał żal do Anglii że nie pamięta

Na skromne mieszkanie emerytura
Wzrok już nie sięgał lecz głowa w chmurach
Na zdjęciach nad łóżkiem rodzinne kąty
Zostawił to wszystko w 39

Drogi do pracy toczyły się same
To ona mi była lekiem na pamięć
Starym kolegom ze Slough i spod centrum
Odpowiadałem „Sorry, but thank you”

Londyn wiosną zieleni się na drzewach
Stary poleciał wtedy do nieba
Zostawił mi w liście podziękowanie
Czapkę pilotkę i całe mieszkanie

Zacząłem żyć znowu choć bywało ciężko
Kibole nie lubią tu cudzoziemców
Kiedy rodziła się nagła potrzeba
Dziękowałem Bogu że tak szybko biegam

Raz na przystanku czas się zatrzymał
Pomogłem jej w metrze, na imię miała Ima
Jej matka walczyła za wolność rodaków
Oddała głowę na wojnie w Iraku

Samochód, motocykl i dobra praca
Znajomi pytali czy nie chce wracać
Pojechałem z żoną więc w odwiedziny
Zobaczyłem kraj ten sam choć inny

Ojciec w alejce, matka już z innym
Wódka tradycją w stronach rodzinnych
Brat z progu kazał nam wypierdalać
„Z ciapatą od domu trzymaj się z dala”

Brukowane ulice dobrymi chęciami
Ten stary sposób żeby lud omamić
Pomieszał się nad Polską zupełnie dzień z nocą
Wiedziałem już że wracać nie mam tutaj po co

Odwiedziłem wszystkie nasze dawne sprawy
Samolot miał odlecieć wieczorem z Warszawy
Dzikie gęsi w podróży szybowały w górze
Na zaniedbanym grobie zostawiłem róże

Pytam w lustrze kim jestem i patrzę na syna
Kolejny rok mija, kolejna idzie zima
Sąsiad Ukrainiec i jeden Turek z dołu
Polubili smak mojego rosołu

Ani my Anglicy Ani tu Polacy
Pół arabski korzeń z odrobiną Francji
Wśród rodaków którzy najboleśniej gryzą
Przeżyliśmy lata w cieniu nad Tamizą

Nie bogaci przecież ale i nie biedni
Jemy emigrancki chleb nasz tu powszedni
Boże i za taki chleb Ci dziękuję
Im bardziej go doceniam tym bardziej szanuję

Kocham Ciebie życie lecz tak niewiele mogę
Lekarz we mnie znalazł śmiertelną chorobę
Wcale się nie boję bo nigdy się nie bałem
Oddałem mej rodzinie wszystko to co miałem

Dzisiaj rozumiem że dom to nie ściany
To jeden wspólny los razem budowany
Poświęć nam o Panie ostatnie wspólne dni
Tak jak kiedyś lato 93

Łódź 18.04.2018